Odkąd sięgam pamięcią lubiłam czytać, a pisanie stało się moją pasją w momencie wyjścia poza szlaczki. Pierwsza „książka” powstała, gdy skończyłam dziesięć lat. Zapisawszy 32 kartkowy zeszyt opowiadaniem romantycznym, urwałam się z lekcji religii i udałam do drukarni. Wówczas nie odróżniałam jeszcze drukarni od wydawnictwa i w swej małej główce kombinowałam, że skoro tam drukują, to i moją książkę wydrukują.
Nie uwierzycie, ale pracujący tam popołudniowy stróż potraktował mnie bardzo poważnie, przynajmniej w moim odczuciu. Powiedział, że nie ma już dzisiaj kierownika, ani nikogo, kto zajmuje się drukiem i poradził, żebym przyszła nazajutrz, do południa. Niestety z lekcji uciec nie było łatwo i tak musiałam odłożyć moje wydawnicze plany na czas bliżej nieokreślony.
Pisanie na zawołanie
Pisania nie porzuciłam całkowicie, wręcz przeciwnie. Zapisywałam kolejne bruliony opowiadaniami, wierszami, a w szkole produkowałam istne elaboraty. Urodzaj trwał nieprzerwanie, do czasu, kiedy żonata i dzieciata kobieta, nie miałam już zwyczajnie na to czasu. Jednak pisanie ma w sobie jakiś czar i siłę przyciągania, więc do pisania wróciłam, kiedy rozpoczęłam życie na emigracji. Najpierw zapisywałam swoje zmagania z nową rzeczywistością w pamiętniku. Przez kolejne lata pisałam na kolejnych blogach. Kilkakrotnie brałam udział w konkursach literackich, z dużym powodzeniem. W końcu napisałam książkę, a później kolejną.
Na tym nie poprzestałam, gdyż wciąż było mi mało. Trudno jednak łączyć pisanie z pracą na etacie, dlatego postanowiłam uczynić pasję pracą i zacząć zarabiać na pisaniu. Jestem na początku tej drogi i dopiero raczkuję, jednak ufam, że ma to sens, bo gdy kochasz to, co robisz, to angażujesz się, a nie od dziś wiadomo, że sukces to 1 procent talentu i 99 procent potu.